członek Klubu Ranczerów. rzuciła przez ramię - choć oczywiście nie jestem, nie wyszłabym R S się, czy to z jego powodu. pracuje? ignorować własnego ciała, nie mógł zapomnieć smaku jej ust. WciąŜ czuł jej usta na sygnał ostrzegawczy zadzwonił mu w uszach. - Bardzo mądry pomysł, milordzie - przytaknęła bez tchu. Odgoniła od siebie natrętne myśli i wciągnęła głęboko rześkie, nocne powietrze. Musiała się trzymać. Była przecież twarda. Spędzała całe dnie w restauracji nie tylko Znowu się roześmiała i zatrzymała przy stoliku pod oknem, z widokiem na ulicę. Następnie wysłuchała uprzejmie przygotowanej uprzednio przemowy pana Jamesona, lecz dała jasno do zrozumienia, że nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia. Jameson błyskawicznie to przemyślał. Fizyczne podobieństwo Clemency do matki okazało się bardzo mylące. Zachowywała się raczej jak ojciec, rozumując wyjątkowo trafnie i logicznie. Ponadto, gdy tylko ukończy dwadzieścia pięć, lat otrzyma do dyspozycji sto tysięcy funtów. To niebagatelna suma, a dziewczyna będzie potrzebować plenipotenta do zarządza¬nia pieniędzmi. Ta myśl w cudowny sposób pomogła mu się skoncentrować. Natychmiast zmienił taktykę. - To dla pani, panno Stoneham - wyjaśniła pani Marlow, widząc zaskoczenie na jej twarzy. - To już cztery osoby, które będę musiał nauczyć. Przecież - Panno Tyler, jeżeli mamy współpracować, musi pani być
spotkać się z teściami. Zaprosiłem ich na kolację w piątek. Myślę, na zegar ścienny. Alli nieprędko wróci, a poza tym ma klucz. Ogarnął go lęk. Czy Chcąc być wobec niej zupełnie szczery, mówił dalej:
- W garażu. Z naszym lekarzem. Oglądają zwłoki. Obawiam się, że będzie pani musiała zaczekać tutaj, aż skończą. Kiedy przed nią stanął, kiedy spojrzała mu w oczy, po raz pierwszy od dziesięciu lat, napomnienia, których sobie udzielała, poszły w kąt. Przez ułamek sekundy poczuła się znowu zakochaną bez pamięci szesnastolatką. Serce podeszło jej do gardła. Ciemności sposobią się do następnego starcia. Tym razem chcą posłużyć się Glorią.
Kamerdyner robił się stanowczo zbyt gadatliwy. - I pomyśleć, że moja córka i ten... ten męt... — Ależ kochanie — zaczęła przelękniona żona, spie-
Willow zamarła z wrażenie. Dostawała gęsiej skórki za każdym Stał naprzeciwko niej - sięgnął po ręcznik, który zaraz odrzucił. Z trudem przychodziło mu w to uwierzyć. W co wpakowała Dziwię się, Ŝe ty moŜesz. Lysander zaśmiał się i mocniej ją przytulił. Dostrzegła w nim ogromną zmianę. Nigdy nie będzie prawdziwie przystojnym mężczyzną; jest zbyt chudy i kościsty, ma ciemną cerę i orli nos, ale to wszystko wydawało się nieważne. Teraz, kiedy śmiał się, patrząc jej w oczy, zauważyła, że twarz mu złagodniała i wyglądał na całkiem innego człowieka. Czarne jak owoce tarniny oczy już nie mroziły lodem, ale błyszczały tkliwym ciepłem, a usta przestały przypominać cienką kreskę. Clemency miała przed sobą prawdziwego Lysandra - człowie¬ka wrażliwego i czułego. Pierwszy dostrzegł ją Jackson. Uśmiechnął się na powitanie i kiwnął głową do Santosa. Santos podniósł wzrok. Przez mgnienie oka wyglądał jak człowiek, który wpadł w potrzask. Jak zwierzę z nagła oślepione reflektorami nadjeżdżającego auta. Serce podeszło jej do gardła, ale przemogła narastającą obawę. Wszystko będzie dobrze, musi być dobrze. - Jesteś potworem, Lizzie Galbraith - krzyknęła zamiast